czwartek, 15 marca 2012

Zakup zaproszen - skrocona instrukcja dzialania

Dzis bedzie o temacie dreczacym znaczna czesc panien mlodych (rzadziej panow mlodych), a mianowicie o zaproszeniach. Rzecz wydawaloby sie jasna i nieskomplikowana, a tymczasem okazuje sie, ze potrafi i spedzic sen z powiek i doprowadzic na skraj wytrzymalosci, moze nawet zakonczyc sie rekoczynami (niestety na panu mlodym).

Problem nr 1: jakie. Tu na wlasnym przykladzie bedzie. Uwaga, dotyczy osob decyzyjnych.
Co nalezy:
- wybrac kolorystyke
- wybrac czcionke
- okreslic przedzial cenowy
- dokonac wstepnej selekcji (nie wiecej niz 3-4 sztuki)
Czego nie nalezy:
- zameczac przyszlego malzonka pytaniami
- dawac zbyt duzego wyboru
- dopraszac sie o samodzielna decyzje (niewykonalne)
Etap pierwszy moze trwac do kilku tygodni, nie wolno sie jednak poddawac.

Prolem nr 2: tekst zaproszen. Propozycja jest nastepujaca: napisac i dac do zaakceptowania. Inne opcje niezalecane.

Prolem nr 3: znalezc firme, ktora wykona nasze zlecenie. Tu tak naprawde zaczynaja sie schody, bo choc formularze sa zazwyczaj przejrzyste, choc ceny nie powalaja na kolana, choc cala procedura moze miec pieknie okreslone ramy czasowe trzeba nastawic sie na boj. Nie wszystkie etapy musza sie pojawic, choc w przypadku niektorych firm jest wiecej niz prawdopodobne, ze jednak sie na nie natkniemy.

Etap euforii: juhuu, zamawiam zaproszenia, sa piekne, tanie i w ogole wspaniale.
Etap zwatpienia 1: dlaczego pan projektujacy nie jest w stanie pojac, ze wychodze za jednego faceta, ktory ma jedno imie i w zwiazku z tym chce by na wszystkich zaproszeniach wlasnie ono sie pojawilo. I nie, nie pomaga mi fakt, ze oba zaproponowane imiona zaczynaja sie na M.
Etap nadziei: chyba pojeto o co mi chodzi (czyli nareszcie prawidlowo skopiowano to co sama napisalam w formularzu).
Etap oczekiwania: mija jeden dzien, dwa, w miedzyczasie firma wydluza na stronie czas oczekiwania do 10 dni, ale coz to dla mnie, czekam dalej.
Etap zwatpienia 2: gdzie do jasnej ciasnej sa zaproszenia? Czyzby drukowano je na dalekim wschodzie?a
Etap furii: gdy pani o slodkim jak miod glosie informuje nas, ze niestety nie jest w posiadaniu interesujacych nas informacji czyli, w dowolnym tlumaczeniu, nie wie co z zaproszeniami i ma to bardzo gleboko w nosie.
Etap ulgi: zaproszenia wyslano, doszly, ocieram pot z czola, wzdycham i mowie "No nareszcie! Jeny, wieki cale."
Etap niedowierzania: skad na okladce 25 z moich zaproszen wzielo sie slowo w odmiennym jezyku wzgledem ich wnetrza? Tu nastepuje kilkukrotne otwieranie i zamykanie kartki w celu sprawdzenia na sto procent, ze jezyki sie nie pokrywaja. Nie pokrywaja sie. Nosz jasna cholera!
Etap zwatpienia 3: najprawdopodobniej wspolpracuje z dowciapna grupa lubiaca zarciki albo jestem w ukrytej kamerze, rzuce wiec usmiech numer trzy w kilku kierunkach, na wszelki wypadek.
Etap ostatecznego dzialania: pisze maila ociekajacego tym i owym, w ktorym zadam pokrycia strat moralnych, zadoscuczynienia i kajania sie u moich stop. A, no i ewentualnie fajnie by bylo otrzymac poprawione zaproszenia.

Dalej moze nastapic znow ktorys z wyzej wymienionych etapow, w zaleznosci od szybkosci i jakosci dzialan firmy. Bardzo polecam tym, ktorzy narzekaja na nude, brak adrenaliny czy siedzacy tryb pracy. Na pewno sie ozywicie, porzadnie wkurzycie i wydepczecie sciezki, np. wokol biurka obgryzajac paznokcie lub do pokoju dla palacych w celu stlumienia niecenzuralnych slow fajeczka. Zabawa przednia!

Z wyrazami szacunku
wciaz nieusatysfakcjonowana
Tarika