czwartek, 10 listopada 2011

O przyjaźni...

Jest wieczór, panuje cisza, za oknem rozgwieżdżone niebo, z głośniczków kompa leci cicho Bajm. Relaks w czystej postaci. Taki nastrój zawsze nastraja mnie do przemyśleń.
A dziś, w związku z oficjalnym przecięciem wstęgi na blogu (musimy to oblać, Tarika!) będzie o przyjaźni.
Czy w dzisiejszych czasach w ogóle istnieje? Bardzo chcę wierzyć, że tak. Lecz im mocniej zaczynam wierzyć, tym szybciej życie brutalnie mi przypomina, że się mylę. A może na zasadzie, że stal hartuje się w ogniu- powinnam wierzyć? Tak na przekór tym wszystkim kopom w tyłek, które otrzymuję... Chcę wierzyć i będę wierzyć. Bo potrzebuję jej, jak tlenu.
Moje pojmowanie przyjaźni jest proste jak cep. Przyjaciel ma być. Bliżej, dalej, częściej może niż rzadziej, ale ma być. Uczestniczyć jakoś w moim życiu, choćby to była kwestia na FB stworzona po wyrwaniu zęba przeze mnie ("No jak tam nasz scerbol? Żyje?) ... Udawać, że rozumie, co dzieje się w moich pokręconych zwojach mózgowych ;) Pojmować uwielbienie dla sheridana i pojmować również hasło "kac- morderca", wystukane z trudem na klawiaturze telefonu..
I to nic, że dzieli nas wielokilometrowa przestrzeń. Można być daleko, a jednocześnie tak blisko, że zdaje się, że zaraz stanie w drzwiach mojego domu. Ona- moja Przyjaciółka. I nie boję się tego napisać.

Ze specjalną dedykacją dla Ciebie, Tarika:
http://www.youtube.com/watch?v=PMW5nbirms4

Venya

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz